https://www.nytimes.com/1992/04/19/world/booming-polish-market-blond-blue-eyed-babies.html
http://archive.li/QQvNy

Booming Polish Market: Blond, Blue-Eyed Babies

19 KWIETNIA 1992

                Otwarcie Polski na zachodni rynek przyniosło nieoczekiwany efekt uboczny: lawinowy wzrost handlu słowiańskimi dziećmi. Od upadku komunizmu, zachodnie ambasady w Warszawie donoszą o gwałtownym wzroście wydanych wiz i paszportów dla polskich dzieci i niemowląt. Polskie władze twierdzą, że wiele z tych adopcji jest legalnych, jednak mimo to czarny rynek handlu dziećmi kwitnie. Uczestnicy procederu zeznają, że niekiedy młode matki zostają do zrzeczenia się praw rodzicielskich. W wielu przypadkach ubogie kobiety w ciąży oddają swoje dzieci w zamian za pieniądze, jednak najczęściej w proceder zamieszane są placówki wychowawcze i domy samotnych matek, które otrzymują za to dziesiątki tysięcy dolarów. Doniesienia o handlu dziećmi na dużą skalę nie są niczym nowym w europie wschodniej czy w krajach trzeciego świata, Rumunia stała się niechlubnym liderem tego procederu tuż po przewrocie w 1989. Jednak sprawa handlu dziećmi jest najbardziej szokująca w Polsce ponieważ w tle procederu pojawia się kościół rzymsko katolicki.

Barbara Passini, dyrektor Towarzystwa Przyjaciół dzieci tak komentuje sprawę: "Być może są setki, tysiące a nawet dziesiątki tysięcy przypadków handlu dziećmi. Nie mamy możliwości tego sprawdzić. Przykro mi to mówić, ale Polska staje się jednym z największych eksporterów białych dzieci. Przykro mi z tego powodu, ale niestety taka jest prawda".

Pani Passini stwierdziła, że nie ma sposobu aby określić dokładną ilość nielegalnych adopcji i oszacowała, że co roku do adopcji zagranicznych oddawane jest oficjalnie mniej niż 100 dzieci.

Jednakże w zeszłym roku amerykańska ambasada przyznała obywatelstwo 96 polskim dzieciom, to aż 40% wzrost w porównaniu do roku 1990. Szwedzkie władze poinformowały, że adopcji z Polski było 112, ambasada francuska wydała 115 paszportów, zaś Włosi 70. Nikt nie potrafi stwierdzić ile dzieci zaginęło bez śladu.

Konsulat zapewnia, że dokłada wszelkich starań żeby wszystkie procedury dotyczące legalnych adopcji zagranicznych zostały dopełnione i nie ma wiedzy o żadnych nieprawidłowościach. Jednak gdy w grę wchodzą wielkie pieniądze wykrycie takich przypadków graniczy z cudem.

Pierwszą gazetą, która pisała o sprawie na swoich łamach był tygodnik "NIE" Jerzego Urbana, rzecznika komunistycznego rządu, podczas gdy inne polskie gazety nie podejmowały tematu ze względu na poprawność polityczną i powiązanie całego procederu z kościołem.

W jednym z artykułów o sprawie, Marek Barański napisał o młodej kobiecie z Lublina, która oddała swoje jeszcze nienarodzone dziecko do procedury adopcyjnej dla pewnej pary z USA, podobno pod wpływem zakonnic z domu samotnej matki. Od czasu publikacji artykułu Barański otrzymał mnóstwo listów, w większości były to anonimy od samotnych matek będących pod opieką domów placówek prowadzonych przez kościół. Kobiety opisywały w listach wiele bardzo podobnych sytuacji do tej z Lublina.

Powołując się na artykuł z tygodnika "NIE", anonimowa kobieta oświadczyła, że władze ośrodka samotnej matki pobierały nawet 25 000 $ za każdego chłopca i 15 000 $ za każdą dziewczynkę. Kobieta udzieliła wywiadu telefonicznego w Marcu.

Nie tak dawno do ośrodka opisanego w tygodniku "NIE" przyjechali  nasi wysłannicy, którzy zostali ciepło przywitani przez Siostrę Benignę. Kiedy siostra dowiedziała się, że odwiedzili ją dziennikarze  powiedziała: "Napisano o nas bardzo nieprzychylny artykuł. Bardzo nas to zabolało. Nie udzielę państwu żadnej informacji, do wiedzenia". Później przyznała, że ośrodek pomagał organizowaniu adopcji zagranicznych, ale nie pobierał za to żadnych pieniędzy.

Rzecznik polskiego episkopatu odmówił komentarza w tej sprawie. Pracownik ośrodka w Lublinie, który zastrzegł sobie anonimowość, odniósł się do słów zakonnicy. "To są kłamstwa. Ludzie o tym wiedzą. Nie będzie to przesadą kiedy powiem, że każdy który ma coś wspólnego z adopcją w tym kraju wie o procederze. Nikt nie chce mówić ponieważ przez 45 lat ludzie byli zaszczuci przez komunistów. Teraz to kościół kontroluje kraj i wszyscy boją się kościoła, nawet Katolicy."

28 letnia kobieta z Lublina, która przedstawiła się nam jako Iwona, opowiedziała o swoich doświadczeniach z ośrodkiem siostry Benigny. "5 lat temu kiedy byłam w ciąży traktowano mnie dobrze aż do momentu kiedy stało się jasne, że nie oddam swojego syna. Stałam się wówczas osobą drugiej kategorii. Zaczęłam dzielić pokój z trzema innymi kobietami. Siostry budziły nas w środku nocy, żeby nam powiedzieć, że się o nas martwią i że Bóg objawił im, że nasze macierzyństwo będzie bardzo trudne. To było pranie mózgu i było przerażające. Perspektywa bycia bezdomną matką jest straszna. Zastraszały nas te same kobiety, które wcześniej były dla nas takie dobre i opiekuńcze. To nieprawdopodobne."

Cudzoziemiec, który żyje w Polsce poinformował nas, że pomógł w zorganizowaniu adopcji zagranicznej. Dziecko pochodziło z biednego ośrodka prowadzonego przez kościół. Doniósł o skandalicznych warunkach panujących w placówce (między innymi o odchodach na ścianach w łazienkach). Zgodził się dla nas opisać cały proces, jednakże poprosił o pozostanie anonimowym.

Poinformował, że adopcja kosztowała więcej niż 30 000$. Koszty obejmowały załatwienie wszelkich procedur oraz przelot z czego 10 000$ miało być "ofiarą" dla księdza z północnej Polski organizującego adopcję.

Pani Passini spodziewa się, że ilość takich transakcji z czasem będzie się zwiększać. "Niestety ten problem będzie się powtarzał. Żyjemy w kraju, gdzie ubóstwo jest powszechne. Bo któż oddaje swoje dzieci do adopcji? W większości ludzie biedni. Będzie się to działo do czasu kiedy każdą polską rodzinę będzie stać na przysłowiowe banany."

By GABRIELLE GLASER, 

Published: April 19, 1992 

TŁUMACZENIE: MICHAŁ GROT